sobota, 25 lutego 2012






byłeś płaszczem okrywającym moje ramiona niszczył cię deszcz łaskotał wiatr ziębił mróz rozgrzewało słońce czas zrzucić cię z ramion odległość nas męczy serce słabnie usta nie są w stanie pieścić drugich słowami teraz już wiem że miłość potrafi się poddać zbyt piękne wydawało mi się być to uczucie ty taki nieprawdziwy ja taka zakochana jesteśmy samotni będąc ze sobą bądź wyrozumiały i zrozum tak będzie lepiej szczerość w twoich oczach łzy w moich przy tobie nauczyłam się kochać nie kochając 






 zawsze tu wrócę. 

wtorek, 14 lutego 2012

znudziło mnie bycie tutaj
nie potrzebuje już uzewnętrzniania się
nie mogę polegać tylko na Was
czas zacząć liczyć na siebie
i żyć najlepiej jak tylko potrafię

wrócę kiedyś, nie wiem, czy tutaj
wspomnienia dotyczące tego miejsca
pozostaną we mnie (chyba) na zawsze
nie chce nacisnąć lewego przycisku myszki
i usunąć tego wszystkiego co tutaj jest
to cząstka mnie, oddałam ją już dawno
i chce ją tutaj pozostawić

lgnę do tego miejsca,
ze łzami w oczach,
z uśmiechem na twarzy,
z kubkiem gorącej herbaty,
czy papierosem w drżącej ręce

nie zapewniam, być może wrócę
prędzej niż mi się wydaję, by wyrzucić z siebie
wszystko to, czego nie potrafię powiedzieć
do lustra, patrząc w swoje banalne oczy


z wyrazami miłości ściskam wszystkich i każdego z osobna
dziękuje za obecność i komentarze, po stokroć.

niedziela, 12 lutego 2012

niemy krzyk




braknie mi słów
półszeptami wołam do Ciebie

krztusi mnie niemy krzyk
drwiący ze mnie 

kruszę się
co noc tęskniąc za Tobą













wtorek, 7 lutego 2012

Nagle coś drobiażdżek wręcz na manowce złości wywiódł mnie.

Byle jaki pretekst, wymyśliłam na poczekaniu, tupiąc zamarzniętymi nogami w niby to ciepłych, bo bagatela skórzanych podszytych kozakach o kostkę brukową wyściełającą pusty, jednak oświetlony deptak. Chciałam osiągnąć swój cel- spokój. Pozwolić Ci odejść, nie patrząc na to co robisz, nie tęsknić, nie wpatrywać się w Twoje zdjęcia. Wszystko tylko nie to. Wspominanie jest złe, myślałam nieustannie, aż do czasu kiedy nie podszedłeś do mnie, nie objąłeś i zarzekałeś się, że sprawisz, by wszystko było dobrze, bym o nic się nie martwiła. Za późno już martwiłam, jak mogłeś nie dostrzec mojego strachu w oczach? Może nie chciałeś go widzieć. Jestem w tym dobra, naprawdę. Wszczynanie kłótni opanowałam do perfekcji. Pokłóciliśmy się o byle co, ja byłam prowodyrem, jak zwykle zresztą. Rozeszliśmy się do domu, z chęcią ze złości pogryzłabym sobie teraz ręce do krwi, by uśmierzyć nim ból, który tkwił głębiej, we mnie, w moim sercu, które musiałam rozedrzeć, aby móc jakoś funkcjonować. Mruknąłeś, że nie chcesz mnie jutro widzieć, skwintowałam, że nawet nie chciałam przyjść Cię pożegnać, posmutniałeś, ja jeszcze bardziej. Gdybyś tylko mógł to wiedzieć. Chciałam zapalić, naprawdę. Przecież ja nie palę, zorientowałam się szukając w mojej torebce paczki papierosów. Nie mogłam spać, piłam herbatę i obierałam mandarynki, nawet ich nie jedząc, zjadłam nad ranem, kiedy mój żołądek zaczął domagać się pokarmu. Mama powiedziałaby, że to niezdrowe od rana, kwas? Nie do wiary. W moim zaciszu można jednak wszystko. Ba, niezdrowo się odżywiać, nie spać po nocach, tęsknić za ukochanym i być taką idiotką by kłócić się o błahostkę. Miało pomóc. Mój plan runął. Cierpiałam okropnie. Rano. Doczekałam się wreszcie. Wyszłam z domu, gdzie poszłam? Na dworzec, by zobaczyć Ciebie po raz ostatni i zacząć ubolewać nad swoją głupotą. Stałam w tym zgiełku ludzi, nie mogłeś mnie zauważyć. Wsłuchiwałeś się w głos mówiący z którego peronu odjeżdża Twój pociąg. Słuchałam też, by Ci pomóc gdybyś nie usłyszał, a ja bym wiedziała, podbiegłabym i szepnęła do ucha... z drugiego. A zresztą. Stałam tam, wszyscy mnie przepychali, jak oni się śpieszyli. Stałam im na środku, też bym się pchała, worek kartofli stoi na środku. My tu z walizkami. Odsunęłam się. A Ty pochwyciłeś walizki i poszedłeś na drugi. Słyszałeś. Poszłam za Tobą. Stałam daleko. Chciałam podejść bliżej, przytulić Cię, pożegnać. Stałam. Wsiadłeś i zniknąłeś. Uroniłam łzę, tej której wczoraj nie mogłam. Widziałeś mnie, dowiedziałam się potem.


SMS od Ciebie: „Mogłaś się chociaż uczesać Kochanie. (...)”




czwartek, 2 lutego 2012

Ty wiesz...


jest między nami pewnego rodzaju symbioza wspołistniejemy razem łączy nas więź chcemy być jednostkami i żyć jako one jest w nas jednak zakorzenione ziarenko z perspektywy innych nic nieznaczące co więcej nie odznaczające się niczym wartościowym i piękniejszym od innych inne kiełkuja wypuszczają pierwsze łodygi liście ukorzeniowane są we wnętrzu każdego z nas podświadomie nie żyjące dają o sobie znak wtedy kiedy jesteś zbyt daleko by móc porozmawiać pośmiać się zmarznąć byleby razem kiedy nie jesteś wtedy obecna wszystko od tak traci sens bo cząstka mnie która tkwi jest daleko w dobrych rękach się znajduję właśnie w Twoich uciekam się do nich zbyt często bo tak brakuje mi tej cząstki zakorzenionej w Tobie








Ty wiesz...