środa, 31 sierpnia 2011

sentymentalne

                                                i wish i had the guts to be who i wanted to.


uszczęśliwiły mnie słowa mojej przyjaciółki, pozwolę sobie zacytować przetoczone przez nią zdanie z najbliższej memu sercu książki "Życie na drzwiach lodówki":
" kiedy na Ciebie patrzę widzę kobietę silną i nieustraszoną, piękną i wolną".
to najcudowniejsze co może być, takie oddanie i czysta empatia do drugiej osoby.
                                                                                                      dziękuję W.

a dziś, kolejna przemiła niespodzianka.
z powodu mojej serii niepowodzeń, ok. godziny 14 zadzwoniła do mnie moja druga przyjaciółka, z pełnym rozżaleniem, że musimy się koniecznie spotkać, umówiłyśmy się na chwilę po. zadzwonił dzwonek, otworzyłam drzwi, a tutaj moje kochane duszyczki stały z pięknie zapakowanym w celofan, z kokardą na przodzie talerzem, pełnym babeczek, z wylukrowanym moim imieniem. powiedziały, że to coś na osłodę dla mnie, bo nie lubią kiedy się smucę... głupio się przyznać, ale dobrze, że płaczę się z tak miłej niespodzianki.
                                                                                               
dziękuję T i W.



a Wam Kochani dziękuję za 59 obserwatorów, mnóstwo odwiedzin i komentarzy!
dziś 60 post, cieszę się, że mam do kogo je pisać...



pozdrawiam i ściskam ciepło, powodzenia w szkole i pamiętajcie,
jak dowodzą wszelkie internetowe informacje, wakacje już za 303 dni!

czwartek, 25 sierpnia 2011

***

         przysiadła delikatnie na ławce.
przedtem ręką poprawiła spódniczkę w kwiatki,
           by się czasem nie wygniotła.
otworzyła torebkę, wyciągnęła książkę.
     odszukała ostatniej strony, którą
przeczytała niedawno na jednym oddechu,
   pełna ekscytacji, przeżywanej wraz
       z tchórzliwą bohaterką książki.
               przewracała kartki.
                     zaczytana.
    uniosła wzrok znad książki.
  przez środek parkowej, zielonej
                  ścieżki szedł
                        ON.
 książkę odłożyła obok siebie na ławce.
   wiatr zaczął przewracać kartki,
oprawione w ładną, lecz pomiętą nieco
                    okładkę.
       spojrzała z wyrafinowaniem
            na pożółkłą kartkę,
  najwyraźniejsze wydało się być zdanie"
"t y l k o   n i e u s t r a s z e n i   z n a j d u j ą
                  s z c z ę ś c i e,
     w   n i e t u z i n k o w o   m a ł y c h
             d r o b n o s t k a c h .
  p o d ą ż a j    g ł o s e m    s e r c a , 
       m o ż e  o n o   s p r a w i
       p r z y c h y l n o ś ć  l o s u"
 wstała, zostawiając książkę na ławce.
              podążała ku niemu.
                 przyśpieszyła.
  już prawie, palcem dotykała, jego
 ramienia chcąc go delikatnie uderzyć,
   by zwrócił głowę w jej stronę.
 niespodziewanie, zza rogu wyszła
 jego miłość, która skradła z jego ust
          delikatny pocałunek.
  przyglądała się jeszcze chwilę,
          stojąc tuż za nimi.
                 obróciła się.
z cichym postukiwaniem obcasów o chodnik,
            wróciła na ławkę,
         książka była zamknięta.
   w miejscu gdzie znajdowało się
 wcześniejsze zdanie, była pusta linia.
  czyżby polecenie zostało spełnione?

piątek, 19 sierpnia 2011

cierpię, a może to część uszlachetnienia miłości?

niekiedy zdarza mi się żałować, że tak mocno Cię kocham.
cierpię, tęskniąc za Tobą.
cierpię, myśląc o Tobie.
cierpię, nie rozmawiając z Tobą.
cierpię, nie mogąc poczuć Twojej bliskości.
coraz częściej (Ty) brutalnie to wykorzystujesz.
jesteś masochistą moich uczuć?
jeśli Twoim zdaniem nie, wiedz,
że czynisz ze mnie rozdartego uczuciowo człowieka.
po stokroć czytam sms od Ciebie.
znam je na pamięć.
wszystkie.
w myślach, przypominam sobie Twoje słowa.
wyświetlam je sobie w głowie,
jak projektor wyświetla film w kinie.
czytam książkę, która jest Twoją ulubioną.
wkładam na siebie te rzeczy, które przypadły Twojemu gustowi.
ale tak...
odpocznijmy od siebie.
wiedz, że nie mam zamiaru.
jesteś moją miłością.
nie chce odpoczywać od Ciebie.
pragnę Cię, z dnia na dzień coraz bardziej.
pożądam, kiedy się ode mnie oddalasz.

żałuje.

zrozum.
noc nie przynosi mi ukojenia.
noc sprawia, że łzy płyną z moich policzków,
spływając wprost na poduszkę.
leżąca obok kartka, zapisana piórem, które
dostałam od Ciebie, rozmyła się, tworząc
jedną atramentową plamę...
czy te słowa do Ciebie, które na niej napisałam
są tak mało ważne, jak ten rozlany od łez atrament?
powiem Ci je wszystkie...
szeptem
na ucho.
tylko, proszę o jedno, pozwól mi na to.

środa, 17 sierpnia 2011

rysunek

z kubkiem soku, wychodzę na balkon, siadam na krześle, wyciągam nogi i kładę je wysoko na balustradzie. na stoliku stojącym obok mnie, kładę kartkę papieru, gumkę... obok rozkładam naostrzone ołówki. w białym pudełeczku, leży ładnie zapakowany węgiel. patrzę na sąsiedni blok, na te lustrzane okna odbijające promyki słońca, czasem można spostrzec sąsiadki wychylające się na chwilę przez okno, bądź inne czające się za firankami starsze panie, podglądające kogoś innego. na dole, po chodniku idzie mama z płaczącym dzieckiem, dalej szczeka pies, ktoś odpala silnik samochodu, jakaś starsza pani, pewnie babcia, krzyczy na swojego wnuczka, który chce jeszcze zostać na placu zabaw, a nie już wracać do domu na obiad. słońce świeci mi w twarz, wkładam sobie słuchawki do uszu, zamykam oczy, rozkoszuje się ciepłem i delikatnymi brzmieniami muzyki. myślę sobie, co chciałabym stworzyć, narysować i czerpać z tego przyjemność. wymyśliłam... postaram narysować Ciebie. chwytam w rękę ołówek, wydzielam sobie część kartki, delikatnie konturuje Twoją twarz, znam bardzo dobrze jej kształt, tyle razy miałam Twoją twarz pod palcami. zaczynam rysować usta, nie podoba mi się ich kształt, w niczym nie oddają tego, jakie są naprawdę. wymazuje. stwierdzam, że do nich zabiorę się później, rysuje uszy, jestem zadowolona z ich wyglądu. oczy, cóż to za zmora, jak mam je narysować, kiedy one są tak cudownie połyskujące, bystre i zapatrzone we mnie? znów odkładam tą część na potem. rysuje Twoje brwi, kontury nosa.zastanawiam się jedynie nad tym, czy oddam Twoje najprzystojniejsze i najpiękniejsze ja? jestem w stanie, uwydatnić wszystko to, co chce?
zgniatam w dłoni kartkę.
jestem na siebie zła, że nie potrafię narysować Cię tak, jak tego pragnę.
może niepotrzebnie chce zatrzymywać Cię na płachcie papieru, ale to takie moje małe marzenie.
niestety...
jeszcze niespełnione marzenie.
zsączyłam resztki soku z białego kubka, wyłączyłam muzykę, wyjęłam słuchawki z uszu, nogi zdjęłam z balustrady, wstałam, krzesło zasunęłam pod stolik, wzięłam kartki pod pachę, resztę włożyłam w dłoń, przeszłam balkon, popchnęłam drzwi ramieniem, uchyliły się, wkradałam się do domu, pokonując próg. spuszczone żaluzje nie przepuszczały tańczących promieni słonecznych.
jakże tutaj było cicho, przyjemnie i chłodno...

wtorek, 16 sierpnia 2011

:)

Kochani, przepraszam, że tak Was zaniedbałam, jutro postaram się coś napisać. Wybaczcie, ale tyle się dzieję, że sama nie nadążam, za przeciekającym mi przez palce życiem.

poniedziałek, 1 sierpnia 2011

Siedzenie na balkonie.

Kocham to, kiedy o zachodzie słońca, siedzimy na balkonie. Kocham zachody, to żarzące się słońce znikające za horyzontem, ten blask, to światło, które sprawia, że mogę przez tą chwilę moje brązowe włosy przefarbować na rudo, za pomocą światła. Kocham beztrosko zamykać oczy i delektować się tymi ostatnimi już promieniami słońca, na dziś. Wpatrujemy się na znikające za kolejnym szarym blokiem słońce. Przytulamy się do siebie. Rozmawiamy. Tak bardzo lubię z Tobą rozmawiać, bo każda Twoja odpowiedź jest taka nietuzinkowa i daje mi do myślenia. A Ty tak dziko się uśmiechasz, kiedy kontroluje godzinę... Potem ściskasz mnie mocno i mówisz, że mam już się tak nie roztrząsać, nad tym, że wczoraj wróciłam za późno do domu. Parskasz mi śmiechem w twarz, trzęsąc się przy tym niemiłosiernie mocno. Odsuwam się od Ciebie, udając obrażoną, przybliżasz się do mnie nachalnie i cmokasz mnie w czubek głowy. Oczywiście odwracam się do Ciebie i równie mocno cmokam Cię w usta. Lubię Cię takiego troskliwego, lubię Cię całego. Słońce już całkiem znika za szarym blokiem. Nadchodzi wieczór, czas przejść się w nasze ulubione miejsca. Tylko czy starczy nocy, by je wszystkie odwiedzić? Przekonajmy się, zostańmy na tej zimnej, balkonowej podłodze wyłożonej płytkami, wyciągnijmy nogi przed siebie, oprzyjmy się plecami o ścianę, chwyćmy się za dłonie i przez całą noc, za pomocą wyobraźni przenośmy się w te miejsca, ot tak.