czwartek, 25 listopada 2010

deszcz i ty.

spacerowalismy po deszczu, bylo dziwnie przyjemnie pomimo mokrych wlosow, zmoczonych plaszczy, przesiaknietych woda butach, drzacych z zimna nog i dloni. szlismy, spiewajac nasze ulubione piosenki, trzymajac sie za rece, spogladajac co chwile na siebie z usmiechem na twarzy. przystanelismy na jednej ze sciezek, przytuliles sie do mnie, poczulam dreszcz przechodzacy przez cale moje cialo. odchyliles glowe i powiedziales, zebym spojrzala w niebo. smialam sie, mowiac, ze przeciez nic nie zobacze oprocz panujacej na niebie szarosci. podniosles mi glowe, poczulam delikatnie splywajacy po mojej twarzy deszcz. zamyslilam sie. zamknelam oczy. czulam pewna blogosc. stalismy tak, moknac, czas nieustannie plynał, a my sluchalismy bicia swoich serc, przyspieszonych oddechow i obijajacych sie o liscie kropli deszczu. po chwili ocuciles mnie z mimowolnego transu. kazales spojrzec sobie w oczy. powiedziales, ze ty jestes deszczem, bo otulasz mnie tak samo jak on, pelen uczucia. zostawiając pewną namiastkę uczucia, tak samo jak on krople deszczu. natomiast twoje szaro- niebieskie oczy sa chmurami, ktore patrza na mnie pelne czulosci i milosci, kochajac cala mnie za wszystko i za nic. po chwili stwierdziles, ze ja jestem twoim wymarzonym niebem, bo dzieki mnie mozesz sie ujawic, płynac jako szary oblok po niebie i padac jako jesienny deszcz. przytulilam sie do ciebie mocno, pocalowalam i szepnelam do ucha: - jestes najpiekniejszym deszczem, w czasie ktorego dane mi bylo isc.

sobota, 20 listopada 2010

nie zawiodę cie i uwierze.

tak bardzo się od siebie różniliśmy. niczym do siebie nie pasowaliśmy. byliśmy jak puzzle z oddzielnych układanek. żadna nasza część nie pasowała do drugiej. sprawiliśmy, że teraz jesteśmy tak strasznie podobni do siebie. kiedy się obejmujemy stajemy się jednością, działającą w miłosnej symbiozie. nie potrafimy bez siebie zyc. z jednej strony to troche dziwne uczucie kiedy nie moge zasnac, przedtem nie uslyszawszy w telefonie twojego delikatnie zachrypnietego glosu, mowiacego czule dobranoc. kiedy nie czuje twojej bliskosci, odczuwam pewnego rodzaju samotnosc. kochanie, co ja zrobie, kiedy ciebie przy mnie nie bedzie? kiedy nie poczuje muskajacych po moich policzkach twoich zziebnietych dłoni, zpierzchnietych z zimna ust calujacych bezwiednie moje wargi, dłoni zamykającej się w mojej, twoich długich palcy rozczesywujących zaplątne przez jesienny wiatr włosy. jestem niepoważna. kiedy nam się tak dobrze wiedzie, ja mysle juz o najgorszym. przepraszam, nie potrafię inaczej! kochanie, ufam ci, ale okropnie sie boje co bedzie potem. ty cały czas trwasz w przekoniu, ze bedzie zawsze tak dobrze jak teraz. tez bym tak chciala, wierzysz mi? obiecaj mi, ze bedziemy nasza milosc pielegnowac, najlepiej jak potrafimy, ze nie zapomnimy o sobie. wiele razy mi powtarzasz, ze mam sie tym nie zadreczac, ze kochasz mnie nad zycie, spelnisz moje najskrytsze marzenia. nawet nie wiesz, ze jestes własnie tym marzeniem. zawsze chcialam miec kogos, kto okaze mi czulosc, przyjdzie kiedy tylko bede go potrzebowac, przesiedzi ze mna pol dnia, kiedy ja bede plakac i rozczulac sie nad soba, i swoim zyciem.
przepraszam, ze nie wierze, bede starac się uwierzyć ukochany!
a kiedy nadejdzie czas, naszej rozłąki, łzy popłyną po mojej twarzy, bo stracę kogoś niezastąpionego!

bezustannie kochaj mnie. 

wtorek, 16 listopada 2010

?

ostatnio zadajesz mnostwo pytan, na ktore nie potrafie odpowiedziec. a tak bardzo bym chciala. rozwiac twoje watpiliosci. przekazac fundament prawdy. poprostu nie potrafie. moze i we mnie koluje zbyt duzo mysli, na ktore nie moge znalezc rozwiazania. dlaczego ci ich nie powierze? bo po prostu dotyczaca ciebie. tobie przychodzi szczerosc o wiele latwiej niz mi. tak bardzo cie kocham i uwielbiam, a tak wiele mam glupich, na domiar irytujacych pytan. tyle razy powtarzasz mi, ze w twoich oczach jestem wyjatkowa, nieskazitelnie dobra. tyle tez razy, zadaje sobie pytanie czy mowisz prawde. jestem dziwnie niezdecydowana. ale wiem, ze chce z toba byc za wszelka cene. dla tych wszystkich milych chwil spedzanych we dwoje, slow wypowiadanych przez nas. ale jak mam tak funkjonowac, kiedy mi tak trudno uwierzyc w twoje słowa. w czule gesty, ktorymi sie obdarzamy. wiem, ze ty sie bardzo starasz byc dla mnie najlepszym na swiecie. ale mnie cos blokuje. ostatnio stwierdziles, ze moja samoocena jest stanowczo za niska, ale ja nie potrafie jej podniesc, ani troszke do gory, nie wiem czy Ty temu sprostasz. wiesz co, opowiem ci o tym, jak przyjdziesz do mnie do domu, usiadziemy na na tapczanie, zaprze herbate. poloze sie obok ciebie, powiem o wszystkim co mnie dreczy. pomozesz mi, prawda? obiecaj tylko, ze z tych cudownych, cieplych słow, zbudujesz mi ogromne skrzydla, dzieki ktorym zaczne latac i znajdowac odpowiedzi na twoje najtrudniejsze pytania.

niedziela, 14 listopada 2010

ty i tylko ty.

cudownie jest iść z toba za reke przez park pelen jesiennych lisci. czuc twoje cieplo palajace z dloni, ktora zamykam w swojej. ciezkosc na ramieniu, od lezacej na nim twojej reki. slyszec szept twoich slow wpadajacych do mojego ucha. czulosc drzacych warg na policzku. twoje zimne palce, rozgarniajace mi wlosy opadajace na twarzy. lekki zarost, drazniacy moja skore. świecisz najjaśniej na moim niebie gwiazd. moge na ciebie patrzec bezustannie. codziennie zaskakujesz mnie czyms nowym, odleglejszym w czasie. uwielbiam z toba spedzac czas. chce wypelniac z toba kazda minute, ale tak do konca, wyczerpujaco, by niczego nie zalowac. uwielbiam lezec na twoich kolanach, obserwujac niebo, czuje sie wtedy taka na domiar szczesliwa w twoich objeciach. czuje, ze przynaleze do kogos i jestem kochana. to wszystko o czym kiedys marzylam i wydawalo mi sie takie odlegle teraz mam to blisko siebie i jestem najszczesliwsza osoba na swiecie, dzieki tobie ukochany.

piątek, 12 listopada 2010

spotkanie.

siedze samotnie na ławce. mam nadzieje, ze juz niedlugo moja samotnosc sie skonczy, ze przyjdziesz. rozgladam sie, pelna chaotycznosci. nigdzie cie nie widze. moze zapominiałes? stchorzyles? zignorowałes? prosze tylko nie to... spozniasz sie juz 2 minuty, 5, 10. waham sie czy juz sobie nie isc. moja cierpliwosc zaczyna sie konczyc. widze, ze idzie jakis chlopak, siedze, nawet nie drgnelam. zrobilam sie dziwnie zimna na dostarczanie sobie jakichkolwiek uczuc. zblizales sie do mnie z kazdym krokiem, az w koncu dotarl do mnie fakt, ze to ty, ze to wlasnie na ciebie czekam i ciebie kocham. nie potrafilam wydusic z siebie ani jednnego slowa. ty tez milczales, usmiechnales sie tylko, usiadles obok. po chwili zapytales czy nie jest mi zimno, chwyciles mnie za reke, przeszly mnie dreszcze. nie chcialam puscic twojej reki, zacisnelam ja mocno. odpowiedzialam, ze tak, jest mi zimno. przysunales sie do mnie, polozyles reke na ramieniu. czulam cieplo, ogromne cieplo. siedzielismy tak do zmroku. tak dobrze nam sie rozmawialo. jestes taki wspanialy. nie mylilam sie tym razem co do ciebie.


dziękuje Wam za wsparcie, udało się :) :*

poniedziałek, 8 listopada 2010

.

nie potrafie odwrocic sie do ciebie plecami. nie moge przejsc obojetnie, kiedy wiem, ze potrzebujesz mojej pomocy. nie potrafie. to tak samo, gdyby ktos zabral mi czesc mnie. nie potrafie tak funkcjonowac. musze wysluchiwac, radzic. zabierasz mi ta mozliwosc. dlaczego ? czy chcesz zrobic mi to na zlosc ?  jestem w stanie poswiecic wszystko, zebys tylko oddal mi czastke siebie. wiem powtarzam sie. ale potrzebuje tego! do ciebie czuje cos wiecej, niz tylko wysluchiwania problemow i pomagania ci z nich wyjsc. czuje magie. przeogromna moc. czuje jak jestes we mnie. stajemy sie jednoscia. teraz mowie do ciebie bardzo stereotypowo, czyż nie ? ale ty tego nie czujesz ? na prawde. nie sadzisz, ze nieludzka rzecza jest zabierac komus cos, co sprawia ze zyje i cieszy sie ? ty to robisz. i jestes w tym perfidnie samolubny. mozesz jedynie nie martwic sie tym, ze zostawie cie wtedy kiedy ty bedziesz mnie potrzebowal, bede przy tobie. nawet gdybym miala przesiedziec pol dnia na podlodze z toba, wyciagajac cie z najwiekszych klopotow. razem z nich wyjdziemy, uwierz. a teraz nie borykaj sie z nimi, otworz sie na mnie, najdrozszy.



* Coldplay - See You Soon <3 (klik )

sobota, 6 listopada 2010

przepraszam. wybacz. kochaj!

pragne rzucic ci sie na szyje. poczuc twoja bliskosc. twoj zapach, ktorego nie dawales mi juz dawno poczuc. chce przeprosic. za co ? za wszystkie moje slowa, ktore zostaly przeze mnie chaotycznie rzucane na wiatr. w roztargnieniu, zmieszaniu. w koncu to zrozumialam. chce zebys mnie cenil jak to bylo kiedys, rozumiesz ? zebym byla dla ciebie kims, tak jak kiedys to bylo, nie oszustka i klamca, jak teraz o mnie myslisz. pragne tego, bys znowu mogl mi zaufac, powierzyc swoje tajemnice, bez obawy, zawahań. na prawde nie zamierzalam tak tego wykorzystac. jestem zyciowym nieudacznikiem, z niewyparzonym jezykiem. przeciez kochales mnie, dlaczego teraz juz nie potrafisz? kocham ciebie, twoja granatowa bluze, ktora pozyczasz mi kiedy trzese sie z zimna, twoj usmiech. i moglabym wymieniac bez konca, ale to niepotrzebne. kocham calego ciebie! borykam sie z tym uczuciem i wyrzutami sumienia. wykrzycze Ci stokrotnie: przepraszam! przepraszam! przepraszam! czy to pomoże ? daj mi wskazowke. potrzebuje jej tak samo mocno jak ciebie. nie! błagam, tylko nie sciagaj moich rak ze swoich ramion, w ktore własnie sie wtulam. nie spuszczaj wzroku mijajacego sie z moim spojrzeniem wpatrzonym w twoje oczy. nie odchodz, nie zostawiaj mnie samej ze soba. jestem na to wszystko za slaba. powiedz mi tylko jedno słowo: wybaczam. moja dusza krwawi. otworzyles jej dotychczasowe rany, to boli. nie potrafie juz znalesc nowego rozwiazania wyjasnienia tej sytuacji. zalezy ci na zakonczeniu naszego bycia - niebycia razem? zrozum, chce odbudowac zburzony przeze mnie mur, nasz mur, ktory dzieli nas obydwoch od otaczajcego nas swiata. kiedy go nie ma, nasze drogi sie rozchodzą. ty jesteś drogowskazem wskazującym lewo, a ja prawo. podążamy w dwóch różnych kierunkach. spotkamy się? szczerze wątpię. ja zrobię wszystko, byś wybaczył mi mój błąd, natomiast ty kochaj mnie mimo wszystko! 





* Coldplay - Trouble </3 

czwartek, 4 listopada 2010

ten głos

siedzimy niedaleko siebie na ławce, między nami tłum ludzi. wszyscy rozmawiają, jak z resztą ty. siedzę z boku, naciągam rękawy swetra na dłonie i podpieram się twarzy. zimno mi. zamyślam się. z pomiędzy szumu kotłujących się głosów, pisków, rozmów. słysze twoj glos. odzielam go od pozostalych. slysze kazdy dzwiek, slowo, zdanie. slysze smiech. twoj smiech. jest charakterstyczny, pelen ciepla. chcialabym, zebys to dla mnie sie smial, zebys do mnie mowil, zebys trzymal mnie za ramie, tak jak teraz dla zabawy trzymasz swojego kolege. wiesz jak bardzo chcialabym byc na jego miejscu ? przytulac sie do ciebie, lezec w twoich ramionach, czuc twoj zapach, bicie serca. chcociaz nigdy nie spacerowalam z toba wiem, ze to uwielbiam. kazda twoja wade uwazam za zalete. chyba oglupialam, ale na prawde nie wiem co moze byc w tobie zlego. kochanie, jestes wszystkim czego teraz pragne. potrzebuje milosci i to ty nia jestes, odnalazlam ja w swoim i twoim sercu wiesz ? uwielbiam: kiedy na mnie spogladasz, usmiechasz sie od niechcenia, ironicznie odpowiadasz.  jestes moim idealem. jestes dla mnie kims bardzo waznym i nic tego nie zmieni, nigdy. spelnisz moje marzenia o milosci. ja pragne ciebie, ty pragniesz mnie, przeciez o tym obydwoje wiemy, czyz nie ? oby tylko nic tego nie zepsulo. przeciez ani ja, ani ty nie pozwolimy na to.
przy tobie odzywam na nowo.

wtorek, 2 listopada 2010

nie

spoglądam na ciebie ukradkiem, nie chce żebyś zauważył, że mój wzrok jest utkwiony w ciebie. moje spojrzenie za dlugo zatrzymalo sie na tobie, obrociles sie, usmiechnales sie pelen entuzjazmu. zmieszalam sie, zrobilo mi sie dziwnie cieplo, obrocilam glowe, spuscilam wzrok. zamyslilam sie. obwiniam sama siebie za to, ze nie moglam sie powstrzymac i patrzylam na ciebie, na twoje ruchy, gesty, sposob poruszania. nawet nie wiem jaki masz kolor oczu, chociaz tak bardzo mi sie podoba. wszystko wydaje sie byc strasznie dziwne. przeciez ty tego nie zauwazasz, wiec po co patrze ? kiedy zasypiam nie moge sobie ciebie wyobrazic, staram sie z calych sil, widze tylko, jakis slad, cos co mi ciebie przypomina, nigdy nie widze twoje zatroskanej twarzy, ktora jest dla mnie taka mila, a zarazem obca. glupie uczucie.
a kiedy przestaje mi na tobie zalezec, zrywasz mi sen z powiek, powodujesz, ze wirujesz mi w glowie. nie moge przestac o tobie myslec! ale przeciez mialam byc twarda, nie zalamac sie, nie dac sie omamic. powodujesz, ze przechodza mnie silne dreszcze, czuje zimno, a zarazem goraco. opetales mnie ?
nie chce byc twoja. chce byc szczesliwa. mozesz zagwarantowac mi szczescie, ale i tak w nie nie uwierze, zrozum.
bede snic, myslec, marzyc, ale nie wysuwac pochopnych wnioskow na temat przyszlosci, naszego zycia razem.
bo takiego zycia nie bedzie.

poniedziałek, 1 listopada 2010

jestem silna.

kusisz moją kobiecą naturę do siebie. musze sie oprzec twojemu urokowi. nie pozwole znowu sie omamic, a pozniej zmieszac z blotem. nie widzisz mojej powagi na twarzy? jestem dojrzalsza, odpowiedzalniejsza. przynajmniej tak mi się wydaje. poprawka. TAK JEST! taka jestem niepodwazalnie. ale czuje, jak za moimi plecami wodzisz po mnie wzrokiem. jak żadasz, zebym sie obrócila w twoim kierunku i czule się usmiechnela, przepelniona euforia. ale ja wiem, ze nie moge tego zrobic! a czuje cie tak mocno, silnie blisko. mysle o tobie, nie chcac. pisze jak mi wspaniale z mysla o tobie. zasypiam z toba w glowie. wirujesz i krazysz w calej mnie. niedobrze. ale pamietaj nie dam się, nie obroce sie, nie spojrze na ciebie by poznac kim jestes. nie bede o tobie myslec, wyobrazac sobie ciebie tez nie bede, nie pokaze ci swojej slabosci i uleglosci. rozumiesz? wiec lepiej sobie odpusc i znajdz inny obiekt, ze mna nie wygrasz. bo jestem silna. za duzo sie nauczylam, poprzez tych kilka lat mojego zycia. ty o niczym nie wiesz, nic nie rozumiesz. jestes skonczonym kretynem, nadal pokladajac nadzieje w tym, ze bede twoja. nie chce cie znac, chce zyc z soba dla siebie, bez ciebie.