piątek, 12 listopada 2010

spotkanie.

siedze samotnie na ławce. mam nadzieje, ze juz niedlugo moja samotnosc sie skonczy, ze przyjdziesz. rozgladam sie, pelna chaotycznosci. nigdzie cie nie widze. moze zapominiałes? stchorzyles? zignorowałes? prosze tylko nie to... spozniasz sie juz 2 minuty, 5, 10. waham sie czy juz sobie nie isc. moja cierpliwosc zaczyna sie konczyc. widze, ze idzie jakis chlopak, siedze, nawet nie drgnelam. zrobilam sie dziwnie zimna na dostarczanie sobie jakichkolwiek uczuc. zblizales sie do mnie z kazdym krokiem, az w koncu dotarl do mnie fakt, ze to ty, ze to wlasnie na ciebie czekam i ciebie kocham. nie potrafilam wydusic z siebie ani jednnego slowa. ty tez milczales, usmiechnales sie tylko, usiadles obok. po chwili zapytales czy nie jest mi zimno, chwyciles mnie za reke, przeszly mnie dreszcze. nie chcialam puscic twojej reki, zacisnelam ja mocno. odpowiedzialam, ze tak, jest mi zimno. przysunales sie do mnie, polozyles reke na ramieniu. czulam cieplo, ogromne cieplo. siedzielismy tak do zmroku. tak dobrze nam sie rozmawialo. jestes taki wspanialy. nie mylilam sie tym razem co do ciebie.


dziękuje Wam za wsparcie, udało się :) :*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz