środa, 30 listopada 2011

Jesień... ja i Ty.


Tylko Ty i ja. Ja i Ty. Jesień. Liście pod stopami.
Słota. Brąz moich włosów.
Twoja dłoń wpleciona w moją.
Przyjemnie jest obok Ciebie.



* Placebo - Running Up That Hill (klik)

wtorek, 29 listopada 2011

Cielesność.

Cielesność.
To mi jej brakowało przez ostatni czas najbardziej.
Zaraz po Tobie.
Patrzyłeś na mnie z pożądaniem.
Pamiętasz kiedy?
Na pewno.
Sobota, późne popołudnie.
Rozpuściłam włosy, założyłam sukienkę.
Tą czarną, Twoją ulubioną.
Najromantyczniejszy z wieczorów.
Patrzysz i teraz.
Dotykasz moich ust, swoimi wargami.
Przyciskając mnie lekko do ściany.
Całujesz.
Znów to uczucie.
To samo co wtedy, kiedy całowałeś mnie pierwszy raz.
Sączysz z moich ust pocałunki.
Przesuwasz dłońmi po moim ciele.
Moje ręce spoczywają na Twojej szyi.
Ty pozostawiłeś je na moich biodrach.
Ustami pieścisz moje zarumienione policzki.
Przytulam się do Ciebie.
Lubię Twoje perfumy.
Szepcesz mi do ucha, najmilsze z słów.
Odpowiadam „ja Ciebie bardziej”.
Kąsasz mnie w ucho.
Śmiejesz się.
Ja też.
Nie chce Cię wypuścić z objęć.
Wyprzedzasz mnie, łapiesz mnie w talii
i przykładasz głowę do mojego ramienia.
Jest mi tak dobrze przy Tobie.
„Jak mi przy Tobie dobrze” - mówisz.
Całujesz mnie znów.
„Przyjdę po Ciebie jutro rano” - obiecujesz.
„Dobrze Kochanie” - kończę.
Nie mogę oderwać się od Ciebie.
Moja dłoń wypuszcza Twoją.
Patrząc na Ciebie z tęsknotą.
Czas poczekać za Tobą do jutra.
Odwracasz się.
„Kocham Cię, nie zapomnij o tym” - wykrzykujesz.
„Wariacie, jeszcze tu jesteś? Uciekaj do domu!”- ponaglam.
Pomimo tego, że już jesteś za zakrętem.
Zamykając oczy nadal widzę Cię przed sobą.
Czuję Twoje ręce na biodrach i
muskający mnie po policzkach zarost.

poniedziałek, 28 listopada 2011

lubię


lubię być w Twoich ramionach, czuć Twoją woń perfum,
spijać pocałunki z Twoich ust, słuchać jak bije Twoje serce,
w piersi, do której właśnie się przytulam.
lubię kiedy jesteś.
przy mnie.


kreślmy życie swe.
permanentnym tuszem.
rzeźby palcami w masie.
NASZEGO życia.



sobota, 26 listopada 2011

Ty.

drżą mi usta. zimno przeszywa mi ciało. skostniały mi ręce. stępuje z jednej nogi na drugą. spoglądam na zegarek. naciągam wyżej szalik. długo jeszcze myślę? co Cię mogło zatrzymać? wyszedłeś z domu, nie pamiętając, czy zamknąłeś drzwi? zapomniałeś telefonu? źle się poczułeś? spotkałeś kogoś? nie zadzwonię. nie chce byś był zły na siebie, że się spóźniasz. przecież kino nie ucieknie. nawet mi się nie chce tam iść. o wiele bardziej wole tutaj marznąć, czekając na Ciebie. niż siedzieć w ciemnym, ale ciepłym kinie, z rechoczącą osobą za plecami, która powoduje, że film nie sprawia mi przyjemności, nawet będąc przy Twoim boku. te minuty tak szybko uciekają, a co dopiero zimno przesiąkające przez moje ciało. poprawiam sobie włosy. pocieram ramiona. wkładam ręce do kieszeni. czuje Twoje ciepło na moich plecach. lubię jak mnie tak przytulasz. odgarniasz mi włosy. szepcesz na ucho, przepraszam. przyprawia mnie o dreszcze Twój ciepły oddech na moim poliku. nie pytając o powód całuje Cię, w sposób, który dawno nie całowałam. pełen namiętności, burzy tych uczuć. kulminacja. musiałam. uśmiecham się do Ciebie. chwytasz mnie w pasie. idziemy. "nie pójdziemy dziś do kina, przeze mnie. może wydam Ci się draniem, ale wcale nie miałem na to dziś ochoty".  całuje Cię w policzek. lubię tą Twoją minę. przyjemnie mieć Cię znów u swojego boku.

czwartek, 24 listopada 2011

niech noc się nie kończy, zbyt szybko

cicho    ciemno.
tylko słyszę Twoje
chrapanie przy uchu
wyłączam budzik
ciemno    cicho
ta kołdra jakaś cieplejsza
Twoje objęcie jakieś mocniejsze
nie chce mi się
znów
n    i    c
chce mi się spać
o tu, obok Ciebie
uśmiecham się widząc
jak śpisz
tuż koło mnie
przeciągnęłam się
znów zamknęłam oczy
konam ze zmęczenia
i tylko Twój szept
wstawaj Kochanie
bo się spóźnisz
cicho    ciemno
nie chce mi się wstawać

środa, 23 listopada 2011

szeptem


W bujanym fotelu tkwię,
z kubkiem herbaty w ręku i książką na kolanach,
z Tobą buszującym w mojej chorej z miłości głowie.


Oszałamiające jest to, jak łatwo poznać,
że wszedłeś do mojego domu, po tym,
jak idziesz, a we wszystkim zdradzają Cię panele,
które załamują się za każdym razem, kiedy stąpasz po nich.


Wcale z Tobą nie pogrywam, pocałowałabym Cię, ale poczekam, aż zrobisz to Ty.

Katarynka grać przestała, noc nas już zastała,
a my niezmordowani,
patrzymy w oczy swe, nie chcąc nigdzie ruszać się.

Dlaczego zawsze patrzysz na mnie takim wzrokiem, który nie pozwala mi oderwać moich oczu od Twoich?


Kocham te momenty, kiedy znikasz mi na chwilę,
a gdy do mnie wracasz wprawiasz mnie w stan euforii,
powodując, że kąciki moich ust nie chcą wrócić
na swoje miejsce, tylko non stop się uśmiechają...
do Ciebie.



Farewell - Rosie Thomas (klik)



* powodzenia na maturach przystojny Maciejuu! :D :*

czwartek, 17 listopada 2011

...



Czerpię nieuniknioną satysfakcje, kiedy oglądasz się za mną kiedy Ciebie mijam. Czuję, że tęsknisz. Wiesz, że ja też? Nienawidząc, znów Ciebie kocham. Może chcesz mnie znów objąć? Chciałabym, byś zaryzykował, zaszedł mnie od tyłu, jak to miałeś w zwyczaju, odgarnął moje włosy z szyi i przytulił się do mnie, kołysząc. Wiesz... Nie obracam głowy, ani nie spoglądam na Ciebie nie dlatego, że nie chce na Ciebie patrzeć, nie mieć z Tobą kontaktu. To nie tak. Chce byś znów mnie pragnął, jak przedtem. Pożądam Ciebie znów. Twoich rąk, błądzących po mym ciele. Czułych pocałunków. Miłości. Twojego wzroku, wbitego we mnie. Może w końcu to zauważysz, że ja Ciebie pragnę. Znów.


Dotrzymaj mi kroku, chwyć za rękę.
Wierze, że to zrobisz.
Wiemy o tym obydwoje, lecz i mnie, i Tobie brakuje odrobiny odwagi.
Odrobiny, zdobędziemy ją niebawem.

środa, 16 listopada 2011

w męskiej roli

brązowe oczy z przebłyskami zieleni, były bardziej wyraziste niż zazwyczaj.
włosy, wydawały się nieustannie falować i lśnić nieodkrytym blaskiem.
uśmiechała się tak prawdziwie, pięknie.
płynęła idąc, pewna siebie i zdeterminowana.
mijała ludzi, stwarzając im do siebie dystans, jak i swobodę przebywania.
gadatliwa była strasznie, z każdym się witała, zamieniała słowo.
taka była wesoła i sympatyczna.
chciałem ją poznać.
bardzo.
z dnia na dzień coraz mocniej.
brak mi było odwagi, naprawdę brak.
ona tak kroczyła po szkolnym korytarzu.
tak bardzo żałuje, że tylko wtedy byłem w stanie ją widzieć.
spoglądać na nią z pożądaniem, hamując się, by niczego nie zauważyła.
nie zauważyła, nie była w stanie.
za dużo miała chłopaków.
ale to ja ją kochałem... na zabój.
i kocham do dziś.
waham się czy jej o tym jutro nie powiedzieć.
może powiem pojutrze.
kiedyś na pewno jej to wyznam, kiedy już będzie szczęśliwa z innym.

wtorek, 15 listopada 2011

szyja.


wodziłeś po niej palcami, pieściłeś pocałunkami.
teraz chce tego bardziej, niż kiedyś.
albo nie.


zedrę sobie gardło.
poboli, przestanie.
masochistka...
zatracania uczuć.
przestane cię czuć.
te twoje zimne palce,
te ciepłe usta...



i nic mi nie zostanie.
nawet twój zapach przestał się unosić w "moim" powietrzu.




Kings of leon - Charmer (klik)



czwartek, 10 listopada 2011

rower.




wsiadam na rower, przyśpieszam.
podekscytowanie sięgnęło zenitu.
mijam szybko, pierwszy zakręt.
dziwne uczucie.
jak mogłam tak postąpić?
przecież mogłam to zrobić inaczej.
teraz znam tysiąc sposobów na rozwiązanie.
uśmiecham się sama do siebie.
jakże było przyjemnie.
wtedy.
właśnie wtedy.
pamiętam jak dziś, tamten dzień.
żałowałam, kiedy się kończył.
mijający ludzie się na mnie dziwnie patrzą.
co się dzieje?
przecież to ja idę, po drugiej stronie chodnika.
chyba, ze szkoły.
moje gęste włosy, cudownie powiewają, upięte w dwa kuce.
brak im kokardy, mama nie pomyślała.
upiększyłyby pulchną twarz, dziewczynki z podstawówki.
wielki szkolny tornister, ciąży mi na plecach.
skrzyżowanie.
"wzloty" na prawo.
"upadki" na lewo.
kieruje się naprzód.
w przyszłość.
tym samym kończąc podróż.
miło było, poruszać się po przeszłości...
rowerem.


środa, 9 listopada 2011

jutro


ostatnimi czasy, odchudziłam swoje serce, dostatecznie mocno.
doszczętnie straciło na swojej wartości.
anoreksja je dopadła.
przeze mnie.
czuje się winna. muszę je odratować.
ale jak, kiedy nie dostarczam mu uczuć?
pozostanie w takim stadium, jakim jest teraz.
fatalnym.
zgrabiałe z zimna palce, przyciągają do tułowia kolana.
huśtam się delikatnie.
kojąc tą pustkę, po...
po czym?
uczuciach.
chropowata i wysuszona skóra na kolanach kolana.
popękane z zimna usta, przyciśnięte są do nich, mocno.
szminka, odciska na nich swój ślad.
to ta, która tak lubiłeś.
czerwone spojówki oczu, rozczochrane włosy.
jutro, obiecuje.
nie będzie po nich śladu.
serce, przytyje.




sobota, 5 listopada 2011

jesień.


jesień: ponoć smutna, znienawidzona przez ludzi. zimno jest, deszczowo. życie zamiera, by obudzić się i rozkwitnąć wiosną. liście tracą chlorofilowy żywot, przyodziewając różnorakie ciepłe barwy. za chwilę, za oknem zacznie padać deszcz, liście już szeleszczą, moje włosy powiewają, policzki marzną.
a ja nie czekam na wiosnę.
pogrążona w ukochaną toń jesieni.



(zdjęcie: Weronika, na nim nieszczęsna ja, przepraszam, za zdjęcia, ale ostatnio lubię nimi z Wami dzielić.)


piątek, 4 listopada 2011

xyz

zatraciłam wszystkie emocje.
nie czuję smutku.
nie czuję radości.
trwam w tym co jest.
w jesiennej nostalgii.
w pełni oddającą mnie.
tymczasem...
zapomniałam.
nadal masz mój woreczek.
woreczek uczuć.
pociągasz znów, za te sznurki,
które mnie

ubezwłasnowolniają


od Ciebie.
osłupiona żyje dalej.
nie chce tak żyć.
czas zdecydować.

to już. 
oddaj mi mój woreczek.


wtorek, 1 listopada 2011

jesień.



ta jesień inna niż zwykle.
przyjemniejsza bez Ciebie.

adekwatny stan duszy do jej przesłania, aury.

suche oczy mam, choć zbiera mi się na płacz.
milczę, choć krzyczeć mi się chce.

nie robię nic, czego chce.

tak jakoś sobie tkwię, w tej jesieni.
nie przemijaj zbyt szybko.

niech się tobą naciesze.

znów sama, znów zasępiona, szczęśliwa, że wolna.