wtorek, 7 lutego 2012

Nagle coś drobiażdżek wręcz na manowce złości wywiódł mnie.

Byle jaki pretekst, wymyśliłam na poczekaniu, tupiąc zamarzniętymi nogami w niby to ciepłych, bo bagatela skórzanych podszytych kozakach o kostkę brukową wyściełającą pusty, jednak oświetlony deptak. Chciałam osiągnąć swój cel- spokój. Pozwolić Ci odejść, nie patrząc na to co robisz, nie tęsknić, nie wpatrywać się w Twoje zdjęcia. Wszystko tylko nie to. Wspominanie jest złe, myślałam nieustannie, aż do czasu kiedy nie podszedłeś do mnie, nie objąłeś i zarzekałeś się, że sprawisz, by wszystko było dobrze, bym o nic się nie martwiła. Za późno już martwiłam, jak mogłeś nie dostrzec mojego strachu w oczach? Może nie chciałeś go widzieć. Jestem w tym dobra, naprawdę. Wszczynanie kłótni opanowałam do perfekcji. Pokłóciliśmy się o byle co, ja byłam prowodyrem, jak zwykle zresztą. Rozeszliśmy się do domu, z chęcią ze złości pogryzłabym sobie teraz ręce do krwi, by uśmierzyć nim ból, który tkwił głębiej, we mnie, w moim sercu, które musiałam rozedrzeć, aby móc jakoś funkcjonować. Mruknąłeś, że nie chcesz mnie jutro widzieć, skwintowałam, że nawet nie chciałam przyjść Cię pożegnać, posmutniałeś, ja jeszcze bardziej. Gdybyś tylko mógł to wiedzieć. Chciałam zapalić, naprawdę. Przecież ja nie palę, zorientowałam się szukając w mojej torebce paczki papierosów. Nie mogłam spać, piłam herbatę i obierałam mandarynki, nawet ich nie jedząc, zjadłam nad ranem, kiedy mój żołądek zaczął domagać się pokarmu. Mama powiedziałaby, że to niezdrowe od rana, kwas? Nie do wiary. W moim zaciszu można jednak wszystko. Ba, niezdrowo się odżywiać, nie spać po nocach, tęsknić za ukochanym i być taką idiotką by kłócić się o błahostkę. Miało pomóc. Mój plan runął. Cierpiałam okropnie. Rano. Doczekałam się wreszcie. Wyszłam z domu, gdzie poszłam? Na dworzec, by zobaczyć Ciebie po raz ostatni i zacząć ubolewać nad swoją głupotą. Stałam w tym zgiełku ludzi, nie mogłeś mnie zauważyć. Wsłuchiwałeś się w głos mówiący z którego peronu odjeżdża Twój pociąg. Słuchałam też, by Ci pomóc gdybyś nie usłyszał, a ja bym wiedziała, podbiegłabym i szepnęła do ucha... z drugiego. A zresztą. Stałam tam, wszyscy mnie przepychali, jak oni się śpieszyli. Stałam im na środku, też bym się pchała, worek kartofli stoi na środku. My tu z walizkami. Odsunęłam się. A Ty pochwyciłeś walizki i poszedłeś na drugi. Słyszałeś. Poszłam za Tobą. Stałam daleko. Chciałam podejść bliżej, przytulić Cię, pożegnać. Stałam. Wsiadłeś i zniknąłeś. Uroniłam łzę, tej której wczoraj nie mogłam. Widziałeś mnie, dowiedziałam się potem.


SMS od Ciebie: „Mogłaś się chociaż uczesać Kochanie. (...)”




6 komentarzy:

  1. to przykre pokłócić się i nie pożegnać z ukochaną osobą. nienawidzę sprzeczek. szczerze i z całego serca nienawidzę.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jaki ten wpis jest mi bliski.. Ostatnio coś podobnego spisywałam na kartce.. Aż łzy ścisnęły się do oczu.

    OdpowiedzUsuń
  3. mam nadzieje, że już jest lepiej...

    OdpowiedzUsuń
  4. Mówisz i masz. Nie spodziewaj się cudów, bo w sumie troche inaczej ubrałam to wszystko w słowa.

    OdpowiedzUsuń