niedziela, 9 grudnia 2012




znam pewne miejsce. przyjemne i nasze. to domek nad jeziorem. okno z kuchni wychodzi na dziki las sosnowy. trzeba zbiec po paru schodkach, pójść prostą drogą, uważając na wystające korzenie, potem skręcić w prawo i już widać jezioro. jest tam most w kształcie rozciągniętej litery u. pływają tam łabędzie, piękne i powabne, ale ciągle wzbudzające we mnie lęk. woda zimna. lśni się pięknie w blasku księżyca. to dzika plaża, dlatego tak mi się spodobała. jest moja, nasza. cudownie wyglądasz, przyśpieszając krok, by być szybciej, bliżej wody. zdejmując pośpiesznie t-shirt i buty w kolorze brązu. Twój nagi tors. peszyłam się kiedyś patrząc na niego, teraz tylko chce go całować, leżeć na nim. zaczęłam Cię naśladować. zdjęłam się swój sweterek i bluzkę. pokazałam biust okryty czarnym stanikiem. szybko zsunęłam spodnie i byłam gotowa, by zanurzyć się w toni wody. zatrzymałeś mnie. zacząłeś całować. wiedziałam co robić. zdjęłam Ci spodnie i bokserki. Ty odpiąłeś mój stanik... opadł na ziemie razem z majtkami. złapałeś mnie za rękę. poczułam chłód zaczynający się od kostek. ogarniający mnie aż po szyje. otuliłeś mnie sobą. wyrwałam się. zanurzyłam w wodzie. zanurkowałam i wypłynęłam kawałek dalej. Ciebie nie było. zaczęłam śmiać się, że nie podobają mi się te żarty, że masz przestać... zaraz potem poczułam lęk. gęsią skórkę na całym ciele- z zimna i ze strachu. płynęłam przed siebie, chcąc jak najszybciej dopłynąć do brzegu. uścisk w pasie zatrzymał mnie. uścisk Twoich dłoni. uderzyłam Cię w klatkę, pełna strachu. zatrzymałeś mnie i uścisnąłeś mocno. zacząłeś całować. złapałam Cię za kark. nogami oplotłam Twoje biodra. wróciliśmy do domu. rozkopaliśmy pościel...
znam ten dom, tamto miejsce na pamięć. mimo iż tam jeszcze nie byłam...






1 komentarz: