poniedziałek, 2 maja 2011

wschód i zachód.

światło zachodzącego już słońca przedziera się przez szybę, wprost do pokoju. czuję ciepłe, łaskoczące promyki na twarzy, rażące światło oczy, które zmrużam a następnie mimowolnie zamykam. rozkoszuje się ciepłem ostatnich promyków dzisiejszego słońca. kiedyś uwielbiałam zachody, wschodów nie byłam w stanie dostrzec. rozkoszowałam się wtedy snem, a te zimowe, nie są zapewne tak piękne, jak letnie. teraz żaden ze wschodów i zachodów nie jest w stanie sprawić, by nowy, nadchodzący dzień stał się dla mnie wyjątkowym. dość egoistycznie zamknęłam się w sobie, usiłując znaleźć odpowiedni materiał, może i jego skrawek, który byłby w stanie załatać wszystkie z wytworzonych przeze mnie samą dziur w mojej duszy. wszystko co do mnie dociera, przerabiam niczym najlepsza i najsprawniejsza maszyna, wytwarzając materie, która mi samej pasuje. ostatnio dostarczam sobie, jak najmniej miłych wrażeń, egoistycznie patrze na siebie, jak i na wszystko co mnie otacza. zewsząd doprowadzając do siebie kłamstwa. czuje się, jak ktoś podupadający, którego wszyscy za wszelką cenę chcą wyciągnąć z tego, w czym tkwi, ale to rani, niszczy doszczętnie. może potrzebuje spokoju? chociaż nawet ja sama nie umiem go sobie zapewnić. słońce już całkiem zaszło, lecz nie zabrało ze sobą wszystkich zmartwień, może jutrzejsze przyniesie ze sobą łaty na ukojenie mojej duszy, zobaczymy...

4 komentarze:

  1. współczujęęę :< ja miałem być 15 kwietnia ale nie miałem kasy :(

    OdpowiedzUsuń
  2. uwielbiam Twoje wpisy, są pełne Ciebie i Twojej magii :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Może jutrzejsze słońce przyniesie jeszcze nawet uśmiech ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak Ty ładnie piszesz :)
    Na maturze całkiem wporządku boję się tylko polskiego rozszerzonego :D Ale ogólnie jest git :D

    OdpowiedzUsuń