niedziela, 24 lipca 2011

Wakacje w pigułce. :)

Lubię to swobodę, która jest ze mną przez całe wakacje, a tym bardziej, wtedy kiedy wyjeżdżam z mojego małego miasteczka. Spakowana i gotowa do wyjazdu, poszłam na wyznaczone miejsce, skąd wyjechałam, razem z koleżankami, na pierwsze wakacje, bez rodziców. Trasa zajęła nam ok. 1,5 godziny, bo udaliśmy się do przeuroczej miejscowości znajdującej się nad jeziorem. Cały pierwszy dzień spędziłyśmy na zwiedzaniu okolicy, miasta i podziwianiu, pięknych otaczających nas widoków. Było tak uroczo i swojsko. Dzika plaża oddalona od nas o jakieś 5 minut drogi, okazała się być tak wyjątkowo piękną, woda była bardzo czysta, nawet znajdował się tam nowy pomost z zamontowanymi ławeczkami. W pierwszy dzień także mieliśmy grilla, którego urządziliśmy na tarasie, potem pograliśmy w karty, pośmiałyśmy się, pogadałyśmy. Dość późnym wieczorem, wybrałyśmy się na miasto. Najgorszą rzeczą, było wracanie do domu, gdyż trzeba było iść przez ok. 10 minut przez ciemny las, oświetlony jedynie przez świetliki. Oczywiście nie obeszło się bez jednego incydentu, ale zostawię go sobie dla siebie, a także dla reszty Towarzyszek i jednego Towarzysza tego wyjazdu. Wtorek, to była od samego rana plaża, kąpanie się, granie na piachu w siatkówkę i takie tam pierdoły. Spaliłam się, jak nigdy dotąd (nigdy nie leże na słońcu, bo to dla mnie strata czasu, zawsze więc jestem blada) tym razem, nie siedząc ani 5 minut na słońcu, strasznie opaliłam sobie ramiona, plecy, dekolt i twarz. Genialnie teraz schodzi mi z tamtych miejsc skóra, ale wolę to, niż ciągłe uczucie ciepła na skórze. Środa jakoś niepostrzeżenie szybko mi minęła, nawet dokładnie nie wiem co robiłyśmy, chyba byłyśmy w mieście na grach, obiedzie, shakach itd. Czwartek spędziliśmy w większości w domu, gdyż padało niemiłosiernie, ale wtedy zrobiliśmy sobie imprezę i było bardzo miło. Żałowaliśmy, że nie spędzaliśmy tak każdego wieczora, bo tylu żartów się nie naopowiadałam już dawno, ani brzuch mnie tak nie bolał ze śmiechu. Wieczorem jednak wybraliśmy się na miasto, by przewietrzyć się i spędzić ostatni wieczór w tym pięknym miasteczku. Było bardzo zabawnie. Piątek to wielkie pakowanie, szykowanie się do wyjazdu i przeogromny smutek, że już nadeszła chwila odjazdu, zdążyłyśmy jeszcze w okrojonym nieco składzie pójść do miasta, zagrać ostatni raz na automatach, które przez te 5 dni uwielbiałyśmy. Wróciłam do domu ok. 14:30 zmęczona i niewyspana, ale przede wszystkim szczęśliwa, po tak udanych wakacjach, spędzonych w tak doskonałym towarzystwie! 

3 komentarze:

  1. uwielbiam dzikie plaże:) pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  2. jej, działo się a działo! <3
    i te automaty! ♥

    OdpowiedzUsuń
  3. widzę, że wyjazd jak najbardziej udany. i dobrze! czasem trzeba się oderwać, spędzić czas ze znajomymi i zupełnie zapomnieć o wszystkim. ja mam zamiar wybrać się z koleżanką nad morze w sierpniu, oby się udało!

    OdpowiedzUsuń